Wiele wskazuje na to, że… tak. Choć do upowszechnienia ekologicznych form transportu jeszcze długa droga, to trudno być obojętnym wobec ich rosnącej popularności. Dziś to, co jeszcze do niedawna wydawało się barierą i zagrożeniem dla zielonego transportu, może być jego szansą.
400 autobusów i nieco ponad 700 aut dostawczych i ciężarowych czy wreszcie – ponad 20 tysięcy samochodów z napędem elektrycznym lub tzw. hybryd. To niewiele, prawda? Dane jasno wskazują, że samochody z napędem elektrycznym nie podbijają rynku, ale ich rynkowy udział stale wzrasta. W tym wypadku ogromną rolę ma szeroko pojęte otoczenie. Rozwój technologii, rosnąca świadomość ekologiczna konsumentów, wspólne dążenie do ograniczenia emisji spalin i osiągnięcia neutralności klimatycznej to tylko niektóre z nich.
Wady, które są… zaletami
Wielu przeciwników samochodów elektrycznych wskazuje na trzy istotne wady aut elektrycznych – wysokie ceny, brak infrastruktury ładowania oraz niski zasięg, jednak z biegiem czasu wszystkie te aspekty uległy wyraźnej zmianie.
Zamiast luksusowej alternatywy – rozsądna
Według prognoz Ministerstwa Energii ceny aut z napędami elektrycznymi lub hybrydowymi mogą „przeciąć się” z cenami aut z silnikami spalinowymi już w 2022 lub 2023 roku. Do niedawna eksperci szacowali, że nastąpi to w 2026, a potem – w 2024 roku. [1] Być może to dowód na to, że samochody elektryczne przestały być postrzegane jako luksusowa fanaberia, a coraz więcej widzi się w nich rozsądną alternatywę?
50 tysięcy punktów
Także kwestia nieodpowiedniej infrastruktury powoli ulega zmianie. Tylko w 2020 roku przybyło ponad 350 nowych stacji ładowania w Polsce, co daje sumę ponad 1300 stacji. Według optymistycznych szacunków już w 2025 roku może być to nawet 50 tysięcy punktów! [2] To robi wrażenie, prawda? Wbrew pozorom, nie jest to wcale nierealne – głównie za sprawą rządowych dopłat do montażu i instalacji stacji ładowania, które mogą sięgać nawet 75 proc. inwestycji.
Zasięg
Jest jednak jeszcze coś, co nadal nie przekonuje sceptyków – niski zasięg aut elektrycznych. Kiedy stacji będzie więcej i technologia zostanie rozwinięta na tyle, by samochody ładowały się błyskawicznie, nie będzie to dłużej problemem, ale… może już teraz wcale nim nie jest?
Dostawcze auta elektryczne o krótkim zasięgu wydają się idealnie skrojone do mierzenia się z problemem tzw. logistyki ostatniego kilometra, czyli finalnego odcinka procesu transportu, polegającego na dostawie przesyłki do odbiorcy końcowego. Nietrudno o wniosek, że w zakorkowanych centrach miast, w których natężenie aut z silnikami spalinowymi (a co za tym idzie, emisja CO2) jest wysokie, kilkudziesięciokrotne pokonywanie krótkich odcinków przez jeden samochód nie pomaga środowisku… A co dopiero, gdy pomnożymy to przez kilkaset pojazdów kurierskich w ciągu dnia! Niski zasięg aut elektrycznych nie jest tutaj żadną barierą – spokojnie wystarczy bowiem do tego, by do sprawnie i skutecznie poruszać się w obrębie miasta. I możliwe, że nie zlikwiduje to problemu emisji CO2 do atmosfery, ale przynajmniej nie będzie go pogłębiać.
Dobry klimat dla ekotransportu
Wszystko to sprawia, że – nomen omen – nastąpił dobry klimat dla zielonego transportu. I mimo, że liczby nie robią wrażenia, elektryczny transport przestaje być jedynie rynkową ciekawostką czy niszowym rozwiązaniem, a wyraźnym kierunkiem rozwoju całej branży transportowej.
[1] https://e.autokult.pl/35469,ceny-samochodow-elektrycznych-zrownaja-sie-ze-spalinowymi-w-2022-roku
[2] https://moto.pl/MotoPL/7,170318,26755588,w-polsce-przybywa-samochodow-elektrycznych-i-ladowarek-do-2025.html